poniedziałek, 15 października 2012

Rozdział 7


Zayn :
Szedłem sobie w stronę salonu włączyć film, usłyszałem dźwięk sms- Cornelia! Szybko otworzyłem wiadomość a uśmiech sam wkradł się na moją twarz, zgodziła się, przyjdzie ! Nie powiem bardzo mnie to uszczęśliwiło, ta dziewczyna mnie uszczęśliwia. Zawsze kiedy jest obok mam ochotę skakać ze szczęścia, przy niej staję się inny, widzę to, czuję. Cornelia swoją osobą zmienia mój świat, nieświadomie go zmienia. Przy niej nie jestem tym Zaynem, bad boyem, przy niej mięknę, staję się łagodniejszy. Z wielkim bananem podszedłem do półki z filmami w celu znalezienia jakiegoś HORRORU na dzisiejszy wieczór. Chwilę później drzwi wejściowe otworzyły się z wielkim hukiem, czyżby to Cor? Poprawiłem szybko włosy i ruszyłem do wyjścia się przywitać, zobaczyłem ją, ale wcale nie miałem ochoty skakać. Była cała zapłakana, rozmazany makijaż, przemoczone ubrania. Nie wiem co się stało, ale dorwę tego kto to jej zrobił i zrobię mu coś gorszego. Zagotowało się we mnie, otworzyłem usta z zamiarem zapytania co się stało, ale Cornelia padła w moje ramiona i mocno, bardzo mocno przytuliła. Tkwiliśmy tak w uścisku, długą chwilę, objąłem ją mocniej i zatopiłem twarz w jej włosach gładząc uspokajająco po głowie. Pomyślałem że stanie  na wejściu to nie jest za dobry pomysł, powoli przesunąłem się na kanapę trzymając ją za rękę, już miałem coś powiedzieć ale ona tylko mocniej się we mnie wtuliła. Postanowiłem to przeczekać. Tak więc siedzieliśmy już na tej kanapie jakiś czas, a ja ciągle nie zapytałem jej co się stało. Cor jakby mocniej zaciągnęła się szlochem, odchyliła głowę od mojego, już mokrego podkoszulka i spojrzała mi w oczy. Przeszyła mnie spojrzeniem i otworzyła usta chcąc coś powiedzieć, ale wydobył się z nich tylko cichy jęk. Spuściła głowę. Wziąłem głęboki wdech, delikatnie uniosłem jej podbródek czym sprawiłem że musiała na mnie patrzeć, teraz ja świdrowałem ją spojrzeniem. Zacisnęła usta w cienką linię i wyszeptała dwa słowa które zapamiętam na zawsze, które sprawiły że mój świat się zawalił a mianowicie „Wyprowadzam się…” . Teraz to ja nie mogłem nic powiedzieć, no bo co? Co mogłem powiedzieć w takiej sytuacji „O, to szkoda, ale wszystko się ułoży. Poznasz kogoś fajnego, a ja? Ja na pewno znajdę drugą taką IDEALNĄ dziewczynę jak ty, no pewnie”, To chyba nie było by odpowiednie. Ja, Zayn Malik, mistrz ciętego języka pierwszy raz w życiu nie wiem o powiedzieć, chyba chcę płakać, CO?! PŁAKAĆ?! To wszystko mnie rozpierdziela od środka, nie powiem nic, nic. Przytuliłem ją do siebie, tylko tyle teraz mogę.
-Helloooo! Cześć Corne..-Louis wparował do salonu z miskami popcornu – Co się stało?- stał przy nas w osłupieniu gapiąc się na mnie. Nie odpowiedziałem, za to Cornelia się podniosła i wychrypiała :
-Widzisz mnie Lou?
-Taak- odpowiedział niepewnie.
-To widzisz mnie po raz ostatni..-zalała się kolejną salwą łez i szybko opuściła pomieszczenie.
-Zayn, o co chodzi?! Nie rozumiem tych waszych szarad, możesz mi to wytłumaczyć?
-Cornelia..-głos mi się załamał, wziąłem wdech i dokończyłem spuszczając głowę- Cornelia się wyprowadza.
-CO?!-Lou nie mógł uwierzyć. Usłyszałem głośny huk, potłuczonego szkła, uniosłem głowę i zobaczyłem dwie potłuczone miski, popcorn porozwalany po całym salonie i Louiego, stał tępo wpatrując się w przestrzeń, szpecąc cicho „to nie prawda” Nie jestem silny, nie w tej sytuacji, lecz pomimo tego podniosłem się i podszedłem do niego, przytuliłem, tego teraz potrzebował. Uścisnął mnie mocniej i podziękował „damy radę” szepnąłem do niego, w odpowiedzi otrzymałem uśmiech, po chwili zleciała się reszta. Chyba już wiedzieli, miny mieli nie tęgie.
-Rose rozmawia z Cor, tylko ją wpuściła do pokoju. – szepnął Niall i poklepał mnie po ramieniu, oni, moi przyjaciele wiedzieli ile znaczy dla mnie ta dziewczyna. Tylko dlaczego ja nie zdawałam sobie z tego sprawy?! Byłem tchórzem, nie potrafiłem wyznać jej swoich uczuć, to teraz mam na co zasłużyłem.. teraz mam pustkę. Już nie będę mógł codziennie na nią patrzeć, nie będę mógł podziwiać jej blond włosów delikatnie opadających na wąskie ramiona, nie usłyszę jej śmiechu, nie utonę w anielskich oczach. Spieprzyłam, wszystko spieprzyłem, jestem tego świadomy i źle mi z tym że ją stracę. Ha! Śmieszne, boję się że ją stracę, choć tak naprawdę nigdy nie była „moja”. . .
Rosalie:
-Ej, nie płacz, zaraz coś wymyślimy, nie płacz, masz nas, razem damy radę- i tak od kwadransa próbowałam pocieszać  Cornelię cichutko chlipającą w moje ramie.
-Ni..nie, Ro..s..e nic nie.. da się.. zrobi..bić. Ja…ja nie ch..cę was zosta..wiać-nie mogła złapać oddechu, przytuliłam ją mocniej i przekonałam że nas nie straci. Przecież to ja nie mogę jej stracić! Jest ze mną od dawna, kocham ją, jak siostrę, a jak można to jeszcze mocniej. To Cor była ze mną kiedy straciłam rodziców, była ze mną kiedy miałam depresję, kiedy byłam szczęśliwa, kiedy miałam chłopaka, kiedy byłam chora. BYŁA ZE MNĄ ZAWSZE! Nie, nie nie.. na pewno coś da się zrobić, przecież nie mogę jej stracić, ja bez niej nie dam rady, ona jest częścią mnie, bez względu na to co się działo, co się stanie zawsze będzie częścią mnie. Nie wiem co mam zrobić.. nie wiem co zrobię bez niej. Jeju, jaką ja jestem egoistką! Co ja zrobię bez niej?! Ja nie zostanę sama, są jeszcze chłopcy, a Cor będzie mu siała zacząć od nowa. Chyba nic na razie nie mogę zrobić, nic prócz bycia z nią, jesteśmy przyjaciółkami za zawsze i teraz właśnie jest to ZAWSZE, kiedy ona mnie potrzebuje, jestem przy niej.
-W poniedziałek zaczną wywozić nasze meble-mruknęła i przycisnęła mnie do siebie. Pogładziłam ją po głowie. (JEST CZWARTEK)
-Zawsze będę z tobą, pamiętaj. Kocham Cię i nie pozwolę Ci odejść. Jeszcze nie wiem co zrobimy, ale nigdzie nie jedziesz. –Cor uniosła głowę i na mnie spojrzała, w jej oczach znów zebrały się łzy.
-Dziękuję Rosalie, wiedziałam że mogę na ciebie liczyć.
-Przecież jesteśmy przyjaciółkami na zawsze, właśnie teraz jest to zawsze. – przytuliłam ją mocno i szepnęłam byśmy może zeszły do chłopaków, razem coś wymyślimy. We mnie na nowo zebrały się optymistyczne myśli, nie pozwolę jej wyjechać, za wiele dla mnie znaczy.
-Zgoda, tylko zmyję tą masakrę z twarzy – wstała z łóżka cicho chichocząc, odprowadziłam ją wzrokiem do łazienki, NA PEWNO NIE DAM JEJ NIGDZIE WYJECHAĆ, KONIE C, KROPKA.
Cornelia wyszła z łazienki już w normalnym stanie, razem zeszłyśmy do salonu w którym panowała grobowa cisza, wszyscy w skupieniu siedzieli zapatrzeni w siebie, brakowało Zayna.
-Gdzie Zayn?-cicho szepnęła Cornelia. Lou dotychczas nas nie zauważając, uśmiechnął się delikatnie i wskazał gestem ogródek. Pomyślałam że miłości trzeba pomóc, Zayn ma teraz szansę, oby jej nie zmarnował.
-To może pójdź po niego, jest zimno.- Cor uśmiechnęła się do mnie i udała w stronę wyjścia na balkon.  A ja dosiadłam się do chłopaków i wykorzystując moment w którym mogę sobie pozwolić na słabość, rozpłakałam się wtulając w ramię Hazzy.
-Zrób..cie coś! –krzyknęłam-  on..a nie mo..że mnie zosta..wić!
-Ciicho, nie płacz, chyba mamy plan-szepnął Harry. – Tylko trzeba będzie przekonać do niego mamę Cornelii. Chłopaki przedstawili mi ich plan i sądzę że może wypalić, mama Cor jest ugodna, teraz z pewnością czuje się winna temu wszystkiemu, więc powinna się bez większych problemów zgodzić. Na moje usta wpełzł nieśmiały uśmiech. Podeszłam do każdego i dałam po całusie, a niech się cieszą, na koniec stanęłam przy Niallu. Poczułam że tracę równowagę, ale szybko się opamiętałam, nie moja wina że jego zapach, a może raczej cały on tak na mnie działają. Delikatnie musnęłam jego policzek i nieśmiało powędrowałam na swoje miejsce. Zerknęłam na Nialla, speszony odwrócił wzrok, zresztą ja też.  CO SIĘ ZE MNĄ DZIEJE DO CHOLERY ?! Dlaczego on tak na mnie działa, po prostu nie mogę się opamiętać, kiedy jest przy mnie tracę grunt pod nogami. Wypuściłam powoli powietrze, Zayn i Cornelia wrócili do salonu, kierowali się w naszą stronę. Uśmiechnięci, ale nie za ręce, chyba jeszcze nie teraz. Szkoda, naprawdę po siebie pasuję, ale co? W sumie mają jeszcze czas, a jeżeli plan chłopców wypali, będą mieli tego czasu naprawdę dużo…
Cornelia:
-To może pójdziesz po niego, jest zimno.- zasugerowała Rosie.
Więc poszłam, w sumie co mi zależy, w sumie mogłabym mów powiedzieć jak bardzo jest dla mnie ważny, jak bardzo będę za nim tęskniła, jaki jest idealny, w sumie mogłabym, ale.. boję się, co jeżeli nie podziela moich uczuć? Chociaż.. przecież się wyprowadzam, to moja szansa. Ale z drugiej strony po co mi to? Co mi to da że powiem mu to wszystko, jak to i tak nie zmieni tego że w poniedziałek wyjeżdżam i długo się nie zobaczymy. Mam dosyć..
Otworzyłam duże drzwi prowadzące do ogrodu, zobaczyłam Zayna na ławce pod wierzbą, poszłam w tym kierunku. Zayn miał twarz zasłoniętą ręką a w drugiej trzymał papierosa.
-Palenie zabija Zayn..-szepnęłam i usiadłam obok niego na ławce.
-A co jeżeli nie chcę żyć?-odpowiedział nie podnosząc wzroku.
-Nie mów tak, masz dla kogo żyć-szepnęłam, próbując powstrzymać łzy.
-Sam nie wiem.
-Masz chłopaków, rodzinę,..-przerwał mi.
-Nie mam tej jedynej, która była by ze mną zawsze, wtedy miałbym dla kogo żyć.
-Poszukaj jej, gdzieś tam na pewno jest, wierzę w to.
-Chcę ją teraz, ale spieprzyłem pewną sprawę i … i już jej nie odzyskam.
-Jest bliżej niż myślisz- samotna łza popłynęła po moim zimnym policzku, a za nią kolejne, wytarłam twarz rękawem bluzy, Zayn podniósł wzrok.
-Czego płaczesz?- bo cię kurwa kocham głupku, ale ty tego nie widzisz, dlatego! Pomyślałam ale zamiast tego powiedziałam ciche.
-Będę tęskniła, Zayn.-przytulił mnie do swojej klatki piersiowej, chcę dobrze zapamiętać ten zapach, jego całego.
-Ja bardziej.. uwierz że ja bardziej..-szepnął w moje włosy. –Jesteś dla mnie bardzo ważna, nie potrafię tego powiedzieć, po prostu, bardzo mi na tobie zależy- nie mógł dobrać słów, urwałam jego monolog całusem w policzek- Mi też na tobie zależy Zayn, bardzo. A teraz chodźmy do reszty, muszę się wami nacieszyć.-podałam mu dłoń i razem ruszyliśmy do domu.