-Proszę zgłosić się na jutrzejsze badania o 8:00.
-Dobrze, dziękuję.-A więc tak wygląda moje życie, codzienne badania,
leki, setki zabiegów i może nawet operacja. Wstaję, idę do szpitala,
wracam wieczorem -mój drugi dom? Nie powiedziałabym, choć może? W sumie
od 3 lat spędzam w nim sporo czasu. 3 lata, dokładnie 3 lata temu
rozstałam się z Zaynem. 3długie lata spędzone w szpitalu, a nawet nie
wiadomo czy przeżyję.
Dlaczego się rozstaliśmy? Czy on nie chciał być z chora osobą? Nie, to
raczej ja nie chciałam być dla niego ciężarem. Egoistka? Być może, ale
ja tego tak nie widzę. Egoistką byłabym zabierając mu ostatnie lata
młodości , które spędził by ze mną w szpitalu. Czy go kochałam? No
oczywiście, dalej go kocham i do końca nie przestanę, a czuję że to już
nie długo.. Kiedy mówię mamie że czuję ze umieram, ona płacze, tata
prosi bym więcej tego nie mówiła, ale robię to. Brutalna? Nie, po prostu
mówię co myślę, ja się pogodziłam z moją chorobą i boli mnie to że ona
nie może. Przecież tak czy siak, kiedyś umrę, nie rozumiem po co ciągnąć
to życie, nie mam dla kogo. Zayn? Nie. Nie chcę żeby znów przeze mnie
cierpiał. Wydaje mi się że i tak wystarczająco go zraniłam odchodząc.
No, cóż, musiałam. Pewnie już ułożył sobie życie, w którym nie ma
miejsca dla mnie. Czy jestem zazdrosna? Nigdy! Wręcz przeciwnie, jeżeli
kogoś ma cieszę się jego szczęściem, cieszę się razem z nim.
Choć przyznam, czasem brakuje mi kogoś kto by mnie przytulił,
skomplementował i po prostu był. W takich chwilach zastanawiam się czy
dobrze zrobiłam, analizuję wszystko od początku,a później płaczę. Gdzie
tu logika? Więc, życie nie jest logiczne, życie jest niesprawiedliwe,
ale ja się z tym już pogodziłam. Więc dlaczego płaczę? Hmmm.. proste, z
bezsilności, daję upust emocjom, wtedy jest lepiej.
Może i postąpiłam źle, ale czasu nie wrócę, nieważne. Ważne jest to że
mam go w sercu, zajmuje tam pierwsze miejsce, na stoliku w sypialni mam
nasze zdjęcie, jedno z ostatnich, mam dużo jego rzeczy, często z nim
rozmawiam. Idąc ulica mówię na głos, jakby był obok mnie. Ludzie się na
mnie patrzą, ale co z tego? Przecież mnie nie znają i nie będą mieli
okazji poznać. Małe dzieci wskazują na mnie palcami: Mamo do kogo mówi
ta pani? A rodzice tłumaczą im, że jestem chora, mijając mnie uśmiechają
się serdecznie i idą w swoim kierunku. Jestem chora? Może jestem ..
nieważne, przecież już niedługo i tak umrę. Po szybkim spacerku, w końcu
doszłam do domu. Otwieram drzwi, ale nikt mnie nie wita, nie mam po co
tu wracać. Przygarnęła bym pieska, ale co zrobi piesek jak mnie
zabraknie? Rzucam torebkę, na nogi wkładam kapcie. Włączam telewizor,
nastawiam kanał muzyczny, cicho nucąc pod nosem idę pod prysznic. (…)
Okrywam ciało ciepłym ręcznikiem, idę do sypialni i zakładam piżamę.
Ostatni raz przed snem spoglądam na zdjęcie Zayna. Szepcę bezgłośne ‘
dobranoc ‘ i wyobrażając sobie że jest obok mnie z uśmiechem na twarzy
zasypiam. Śmieszne mimo to, że Zayna tu nie ma, tylko on, a raczej
związane z nim wspomnienia potrafią wywołać na mojej twarzy uśmiech.
7:10, standardowo irytujący dźwięk budzika. Leniwie wstaję z łózka.
Wykonuję poranną toaletę, w biegu jem śniadanie, ubieram się. Trzask
zamykanych drzwi, zakluczam je i zbiegam po schodach na szare ulice
mojego miasta. Samotnie przemierzam krótki dystans dzielący moje
mieszkanie od szpitala. Codzienna rutyna, rozmawiam z Zaynem , ludzie
wciąż się na mnie patrzą, wybucham śmiechem. Przed szpitalem zauważam
rodziców, macham do nich śmiejąc się.
8:15 zabierają mnie na badania, jestem zmęczona. Znów to samo, lasery,
szmery, bajery. Koniec, koniec, nareszcie! Pan doktor zabiera moje
wyniki, kiwa na rodziców i spuszcza głowę. Wystraszona mama idzie do
gabinetu, za nią tata. Ja zostaję, zamykam oczy i widzę Zayna, miło.
Zasnęłam. Coś mnie wyrywa z transu, pielęgniarka. Śmieszne, zasłabłam.
Idą po lekarza, wprowadzają mnie do Sali, dzisiaj zostaję na noc w
szpitalu, dlaczego? Nie wiem, w sumie różnicy mi to nie robi, w domu
nikt na mnie nie czeka.
Przychodzą rodzice, mama siada na krześle obok mnie i zakrywa twarz
dłońmi, płacząc cicho. Tata stoi za nią, nie płacze, ale chce. Widzę to.
Nie chcą powiedzieć mi o co chodzi, ale ja chyba wiem.
-Ile mam czasu? – zadaję proste pytanie, mama wybucha płaczem, tata
rzuca mi mrożące spojrzenie i mówi że potrzebny jest przeszczep,
natychmiast. Tyle już wiedziałam, tylko że nie ma dawcy, więc chyba
umrę. Trudno, chociaż nic gorszego mnie już nie spotka, ale tego mamie
nie powiem. Leżę, myślę. Mama wychodzi, tata też, zostaję sama .. z
Zaynem. Opowiadam mu o tym, jest smutny, muszę go pocieszyć. Wychodzę z
pokoju, zauważam rodziców z kimś rozmawiają przez telefon. Mówią o
mnie, o chorobie. Ten ktoś się na coś zgadza i jutro z rana obiecuje tu
być. Ciekawe kot to? Wracam do łózka i zasypiam.
Budzę się w nocy, patrzę na krzesło, obok mnie siedzi Zayn, dziwię się
dlaczego nie leży ze mną. Marszczę brwi i ponownie zasypiam.
Kiedy budzę się rano, znów go widzę.
-Cześć – szeptam i pochylam się by go przytulić. Zmieszany przyciąga
mnie do siebie. Zdaję sobie sprawę z tego że to nie sen, nie wyobraźnia,
a koło mnie siedzi Zayn, mój Zayn, choć może już nie mój? Wyrywam się z
uścisku i zakrywam kołdrą. Wybucham głośnym płaczem, tylko dlaczego?
Przecież go kocham, chyba rzeczywiście jestem chora. Przecież go kocham!
Wstydzę się, odkrywam lekko kołdrę, nadal tu siedzi.
-Wciąż Cię kocham – szepce w moją stronę, łzy kapią mi po policzkach, po
tym co mu zrobiłam on dalej mnie kocha. Nie jest zły, nie jest!
Podnoszę się i siadam po turecku na łóżku, Zayn opowiada mi o swoim
życiu, smutno mi że z nikim się nie spotykał, zniszczyłam mu życie. A
teraz, co teraz będzie? Przecież ja umrę, on tego nie wytrzyma, ja nie
wytrzymam jego bólu.
-Zayn – odwracam wzrok – chcę żebyś o mnie zapomniał, chcę żebyś ułożył sobie życie beze mnie. Nie możemy być razem.
-Ale ..
-Wyjdź!
-Daj mi to wytłumaczyć.. – prosi. Nie, nie mogę.
-Wyjdź! – krzyczę przez łzy, krztuszę się nimi, nie spojrzę na niego,
nie dam rady, muszę być silna. Nie chcę niszczyć mu życia po raz drugi.
Zayn opuszcza mój pokój . Zalewam się jeszcze większym potokiem łez. Po
co on tu przyjechał?! Skąd w ogóle wiedział gdzie mnie szukać?! Co na
tym zyskaliśmy?! Zaczynam krzyczeć, płakać, śmiać się. Wszystko naraz.
Przychodzi pielęgniarka, za pół godziny mam jakąś operację, przeszczep,
czy coś tam. Nie wiem, nie słuchałam, nie chcę tego. Nikt nie pomyślał
że ja po prostu chcę umrzeć? Było by zdecydowanie prościej, nie żyjąc
przynajmniej nikomu nie złamałabym serca, ani nikt nie łamał by mojego.
Idą, idą po mnie. Jedna sala, druga sala i jeszcze inna, jakaś maska
powietrze, chce mi się spać, kocham Cię Zayn, uśmiecham się.
Pip..pip..pip…pipp…
Powoli otwieram oczy, przecieram powieki dłonią, jestem podłączona do
jakiś kabli. Widzę Zayna, dlaczego nie poszedł, przecież prosiłam go.
Śpi, lekko go szturcham żeby się obudził, po co? W sumie jakiegoś
konkretnego celu to nie mam. Obudził się, obdarza mnie uśmiechem i
łapie za rękę, nie wyrywam jej.
Daję mu wytłumaczyć wszystko, opowiada mi przebieg operacji, że był
dawcą, do niego dzwonili rodzice. Płaczę, chyba ze szczęścia. Wtulam się
w niego i szepczę ciche : kocham Cię. On też płacze. Moje życie właśnie
nabrało sensu. Mam dla kogo żyć, będę żyła i mogę przygarnąć pieska!
Zayn jest całym moim światem. Ludzie już nie będą się na mnie patrzeć ze
współczuciem, teraz mam jego, mam wszystko czego potrzebuję.
_______________________________________________________________
Nie mam kompletnie weny, ani czasu na pisanie rozdziału, przepraszam, bardzo mocno przepraszam :3 Więc daję wam tu o takie coś, napisane dawno temu :) xoxo