poniedziałek, 10 września 2012

Rozdział 6


Z tego całego, wczorajszego zmęczenia nie dałam rady dojść do pokoju i zasnęłam chyba na kanapie. Otworzyłam opuchnięte oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Pokój Harrego? Dlaczego nie śpię w salonie? Albo chociaż w swoim pokoju? No nic, wyszłam z pod ciepłej kołderki i szybko podreptałam do siebie. Zadziwił mnie fakt że czułam się dobrze, nawet bardzo. Dotknęłam swojego czoła i z radością stwierdzam że nie jest gorące, już też nie kichałam, ani nie kaszlałam. Hmm, może to było od zmęczenia, kto wie. Najważniejsze że nie muszę się męczyć w łóżku. Cichutko otworzyłam drzwi i podeszłam do szafy z ubraniami po coś do zarzucenia.   
Z naręczem rzeczy zmierzałam w stronę łazienki. Przechodząc obok łóżka zobaczyłam burzę loków wystającą z pod kołdry, HAROLD. Nie teraz to już w ogóle nic nie rozumiem. Puknęłam się z otwartej ręki w czoło i ruszyłam do łazienki. Tam się ubrałam i ogarnęłam w miarę możliwości moje niesforne włosy, mam już ich dość, zawsze są poskręcane we wszystkie strony i nie mogę ich ułożyć. Dlaczego nie mogę mieć takich włosów na przykład jak, hmm Danielle. Ta to ma szczęście. Ha! Już wiem, mam genialny pomysł, ojebie się na łyso, zero problemu z układaniem fryzury, zaoszczędzę na szamponach i odżywkach, bardzo dobry pomysł. Ale będzie  mi zimno w głowę, to znów trzeba będzie nakupować sobie czapek, których nawiasem mówiąc nienawidzę. Tak, zmieniam zdanie to nie jest aż tak rewelacyjny pomysł. O mamo! Co ja w ogóle mówię, nie dość że do siebie to taakie głupoty, boże majaczę. Nie myślę dziś racjonalnie, zdecydowanie nie. Bełkocząc pod nosem jakieś nie zrozumiałe słowa wyszłam z łazienki i podeszłam do Harrego. Zdjęłam z niego kołdrę i pisnęłam cicho budząc go przy tym. Popatrzył na mnie ze wściekłą miną, ej, no ale to w końcu nie ja śpię w nie swoim łóżku i do tego NAGA! Zaraz, w sumie to ja spałam u niego, ale wcale się o to nie prosiłam jakbym nie mogła sobie spać w salonie. No! Zaczęłam się śmiać, właściwie nie wiem z czego, po części z mojej rozkminy, po części z Harolda który dalej leżał goły w moim łóżku. Loczek chyba w końcu zauważył że nie ma nic na sobie i szybko się przykrył krzyczą coś do mnie, ale ja byłam zajęta śmianiem się z niego, już nawet nie obchodziło mnie to jak się znalazł w moim pokoju, a ja w jego. Pomachałam mu i z głupawką wymalowaną na twarzy zaszłam do salonu. Do lodówki była przyczepiona karteczka. „Jesteśmy na zakupach, nie chcieliśmy was budzić, Rose ty prawdopodobnie to czytasz więc przekaż tym ułomom że DOM MA BYĆ CAŁY ZANIM WRÓCIMY. – Li, Lou, Zayn.”
Aham, nie zrozumiałam zbytnio tego co przeczytałam i w biegu rzuciłam się na sofę w salonie. Kiedy włączałam właśnie telewizor do domu wbiegła Cornelia cicho mamrocząc jakieś przekleństwa pod nosem. Spojrzałam na nią od góry do dołu, była całą brudna, w jakimś błocie czy czymś podobnym.
Blondyna rozsiadła się na fotelu, wykrzykując co zrobi „Tej szmacie” jak ją dorwie.
-Em. Cor, co się stało?- zapytałam cicho z obawy że na mnie też wrzaśnie.
-Bo ..to ta idiotka, zabiją ją normalnie ..boże ! A tej jej jebane kłaki to spalę razem z jej durnym łbe..!
-Cornelia! -krzyknęłam.- spokojnie, o czym ty mówisz?
-Od początku-Cor wzięła głęboki wdech i wypuściła mocno powietrze z ust-jak szłam do ciebie, to niechcący, oczywiście, Alis ochlapała mnie błotem. Rozumiesz? -uniosła się.-Co za tupet i wiesz co jest najlepsze powiedziała żebym lepiej uważała jak chodzę i rzuciła mi paczkę chusteczek chichocząc jak idiotka.
-Tylko spokojnie, co zrobiłaś?- zapytałam z niepokojem, oj już nie mało problemów i bójek miałyśmy z tą Alis.
-Uśmiechnęłam się od ucha do ucha, pokazałam jej środkowy palec i odeszłam.-powiedziała powoli.
-Naprawdę?- byłam zaskoczona, z jednej strony szczęśliwa, że nie narobiła sobie problemów, ale z drugiej to należałoby jej coś zrobić, jednak najbardziej byłam zaskoczona, chyba pozytywnie, tak pozytywnie.
-Nie! -przyjaciółka zaśmiała się cicho- pewnie że nie i co jeszcze może mam jej butki wyczyścić? Spokojnie wyciągnęłam z torebki placek, który mama zrobiła dla Nialla i..
-Nie zrobiłaś tego! -krzyknęłam w nie dowierzaniu.
-Wątpisz we mnie? -zapytała ze śmiechem Cor.
-Haha, mam nadzieję że jej smakował.
-Ja też, bo Niall twierdzi że jest wyśmienity. Pokażę ci coś- uśmiechnęła się złowieszczo, wyciągnęła z torebki telefon i pokazała mi zdjęcie Alis z plackiem na twarzy. Ochh, świetny widok. Rzuciłam się na Cornelię i z kolejną salwą śmiechu opadłyśmy na podłogę dalej chichocząc.
-Misiek party!- usłyszałam nad uchem głośny krzyk Hazzy, który po chwili też nas przytulał.
-Harry dusisz…!-sapnęła Cor.
-Ups.- mruknął i rozluźnił uścisk.
-Ej! Tak beze mnie! -krzyknął oburzony całym faktem Niall.
-Ojojoj, już chodź do nas.-powiedziałam spoglądając na niego.
-A może ja już nie chcę.-skrzyżował ręce na piersiach i się odwrócił do nas plecami. Szybko wyswobodziłam się z misiowego uścisku Hazzy i po cichutku podbiegłam do Blondyna przytulając go od tyłu. Stanęłam na palcach, ponieważ był ode mnie wyższy i szepnęłam mu na ucho.
-Jak ty nie chcesz do nas to ja przyjdę do ciebie, dobrze?
Niall odwrócił się do mnie, a ja poczułam że palą mnie policzki. Nie chciałam żeby to widział więc szybko wtuliłam się w jego ramie. Pachniał tak samo ładnie jak poprzedniego dnia, zapach jego perfum od teraz jest moim ulubionym. Po kilku minutach odkleiłam się od niego i posłałam nieśmiały uśmiech.
Chłopak dotchnął mojego czoła i stwierdził że mam gorączkę. No nie! Jak to?
-Nie rozumiem, rano przecież było okej, nawet nie kichnęłam ..nie kaszlałam, a teraz ta pieprzona gorączka..- bąkałam pod nosem ponuro spoglądając na ścianę.
-Taki wirus, co zrobisz- Niall pogładził mnie po ramieniu i zaprowadził na sofę.
-Rosie, pójdę się przebrać, mogę coś pożyczyć.- bardziej oznajmiła niż zapytała Cor.
-Pewnie-mruknęłam i opadłam na sofę.
-Harry, mamy coś na gorączkę, zobacz w kuchni. Jak nie będzie nic to leć do apteki.-Niall wydał polecenia Hazzie.
-Tak jest – loczek zasalutował i ruszył do kuchni. Niall przykrył mnie kocem i usiadł obok mnie.
-Ja chcę wstać! Nie chcę leżeć, nienawidzę tego! -burknęłam oburzona. Niall się uśmiechnął i podniósł koc z podłogi.
-Nie masz wyboru, tak jak wczoraj mówiłem, nie odstąpię cię na krok, dopóki nie wyzdrowiejesz, zrozumiano? -posłał mi uśmiech i choć miałam się złościć, to nie mogłam, po prostu się nie dało.
Po chwili Cor zeszła na dół w moich ciuchach i oznajmiła że idzie do domu, bo mama coś od niej chce. Przytuliła mnie na pożegnanie, pomachała Hazzie, a Niallowi poczochrała włosy ręką i wyszła. Horanek od razu zabrał się za układanie zmiechrzwionych włosów, śmiać mi się z niego chciało, ale przypomniałam sobie że nie mam zbytnio powodów do śmiechu i skończyłam na delikatnym uśmiechu.
-Masz tu dla niej tabletki, ja wychodzę.- powiedział loczek, pocałował mnie w czoło i podobnie jak Cor Niallowi zmiechrzwił włosy. Z Blondynkiem przybił piątkę i wyszedł głośno się śmiejąc z mojego gniewu.-Złość piękności szkodzi- krzyknął i zamknął za sobą drzwi.
-Palant-palnęłam układając i tak już rozczochrane włosy. Resztę południa przesiedzieliśmy oglądając filmy i dużo rozmawiając. Leżałam sobie z głową na jego kolanach i próbowałam skupić się na filmie, ale obecność Nialla ciągle mnie rozpraszała. To się wiercił, to się bawił moimi włosami. Więc koniec końców nic z filmu nie zrozumiałam.
-No już 15, trzeba zmierzyć temperaturę. – powiedział Blondynek wychylając się po leżący na stoliku termometr.
-Ale ja nie chcę.-skrzywiłam się co godzinę musiałam ją mierzyć. Spojrzałam na Nialla i niechętnie wzięłam od niego termometr. Już niech stracę, nie będę się więcej sprzeciwiała, w końcu tak się o mnie martwi. Grzecznie zrobiłam to o co mnie prosił i z ulgą poinformowałam go że gorączka spadła i mogę już wyjść z łóżka.
-Niee! -krzyknął oburzony.-jeszcze nie możesz!
-Niall, ale muszę..
-Co?
-Muszę do..no wiesz ..
-Co?
-No do łazienki, Niall!
-Aaa! Nie ma problemu…
-Oh, dziękuję za przepustkę.-przerwałam mu, jednocześnie poczułam że mnie podnosi.
-Niaaaall! Ja ważę tonę, nie możesz mnie ciągle nosić.
-No popatrz jednak mogę.-uśmiechnął się pięknie i wszedł na schody.
-Nie nie możesz, bo jestem za ciężka.
-Ty? -prychnął-ciebie to by się jeszcze przydało podtuczyć, wiesz jesień się zbliża, a ja nie chcę żeby cię zdmuchnął wiatr.
-Bardzo zabawne, wiesz?- w odpowiedzi dostałam tylko zniewalający uśmiech i przyrzekam, że gdybym teraz stała o własnych nogach to bym upadła. Niall postawił mnie w moim pokoju i wyszedł mówiąc że jak będę czegoś potrzebowała mam zadzwonić. Flegmatycznym krokiem doszłam do łazienki, spojrzałam w lustro i od razu z niej wyszłam, rzuciłam się na miękką kołdrę i włączyłam muzykę. Do rzeczywistości sprowadziły mnie krzyki dochodzące z dołu. Mój żołądek o sobie przypomniał i domagał się śniadania, a może powinnam powiedzieć obiadu? Powoli opuściłam swój pokój i wspierając się na ścianach doszłam do schodów, skąd krzyki słychać już było lepiej.
-Boże, no nie dam rady, no nie mogę ! – Liam mówił chyba sam do siebie. Lou miotał się po kuchni i szukał zapewne marchewek.
-No skandal, co za ludzie! Psychopaci! Jak można zabrać komuś coś tak cennego jak marchewka. Nie wierzę, no nie wierzę. –prychnęłam cicho i zeszłam do kuchni gdzie wszyscy stali z zakupami, ale jakoś mało ich było. Nie chcę być nie miła, ale przez tyle czasu kupić tylko to? Zapytałam co się stało i już po chwili nie mogłam ustać ze śmiechu, podparłam się o ramie Hazzy i dalej chichrałam. Otóż tak, Harry zadzwonił do chłopaków że napadły go fanki i musiał uciekać, a oni mieli go gdzieś zgarnąć, niestety akcja im się nie udała i cała czwórka wylądowała w szponach psycho-fanek. I takim sposobem Li stracił buta, Lou marchewki i to wszystkie! Zayn został tylko wyprzytulany do granic możliwości, a Harolda jak stwierdził „Bolą wszystkie loczki”. Niall tak się śmiał że aż dostał od obolałego Zayna w głowę z otwartej ręki. Blondyn rzucił mulatowi gniewne spojrzenie i dopadł się do tego co zostało z zakupów. Liam trzeźwo myśląc zamówił jakiś fast-food na obiad.

Cornelia:

Wolnym krokiem zmierzałam do domu, miałam wyjątkowo dobry humor, nawet moje zabłocone ciuchy już mi nie przeszkadzają, nic, a nic. Nawet się nie spostrzegłam jak znalazłam się już pod swoim domem. Szybko weszłam do środka i oznajmiłam rodzicielce że już jestem, mama wyjrzała z kuchni, twarz miała jakąś taką smutną.
-Zaraz do ciebie przyjdę, tylko zostawię ciuchy do prania. – i popędziłam do łazienki, brudne rzeczy wrzuciłam do kosza na brudy i jeszcze raz rozczesałam włosy. Mój telefon poinformował mnie o wiadomości sms od Zayna. Co? Od Zayna?!  Szybko kliknęłam „otwórz wiadomość” i przeczytałam treść „ Hej Cor, mamy zamiar zrobić maraton filmowy, może wpadniesz? – Zayn x.” Odpisałam mu krótko „ Pewnie ; ) x . „ i schowałam telefon do kieszeni spodenek. W jeszcze lepszym nastroju weszłam do kuchni i przywitałam się z mamą.
-Musimy porozmawiać, tak na poważnie-zaczęła cicho spoglądając ukradkiem na mnie.
-No dobrze, coś się stało? -zapytałam z przejęciem, nie przypominam sobie żebym coś zrobiła, no chyba że to dzisiaj, ale skąd by się tak szybko dowiedziała?
-Więc dostałam awans.-powiedziała szybko i spuściła wzrok.
-Nie rozumiem, mamo to przecież cudownie! Czego się nie cieszysz?!
-Bo wiesz, Cornelia z tym awansem wiążą się pewne zmiany.-teraz to już się całkiem pogubiłam. Spojrzała na mnie z takim czymś w oczach, że po prostu nie potrafię zgadnąć co to za emocja.
– Ta praca jest w New Castle i my musimy..
-…się przeprowadzić – dokończyłam tępo wgapiając się w ścianę. Poczułam że zaraz się rozpłacze, niby jak mam się wyprowadzić. Zostawić szkołę, znajomych, przyjaciół… Zayna. Nie, nie, nie to nie może być prawda. Ja chyba jestem w jakiejś ukrytej kamerze. Uszczypnijcie mnie, żebym mogła powiedzieć że to był tylko chory sen, ale nie, to nie jest sen. To jest okrutna rzeczywistość, w której będę musiała się na nowo odnaleźć. W tak dużej mierze zatopiłam się w myślach o tym co będzie dalej, że kompletnie nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Nie słuchałam już mamy, nie słyszałam już niczego, była tylko pustka, pustka która będzie wypełniać moje życie po przeprowadzce do tego New coś tam. Teraz, w tym momencie stać mnie było tylko na szybkie wyjście z domu, bardzo szybkie. Zamknęłam za sobą drzwi mojego, nie długo już nie mojego domu i biegłam, po prostu biegłam tam gdzie mnie nogi doprowadziły. Z każdą chwilą zalewałam się coraz większym strumieniem łez. Wielkie krople kapały mi na bluzkę i spodenki. Nie chcę nawet myśleć jak wygląda mój makijaż. Resztkami sił otarłam mokrą od płaczu twarz i bez pukania wbiegłam do domu chłopaków i Rose. Szybko popadłam w ramiona pierwszej napotkanej w domu osoby, którą był Zayn i zaczęłam głośno chlipać w jego ramie. Chłopak nie wiedząc o co chodzi, mocno mnie przytulił i zaprowadził na sofę. Usiedliśmy, a ja ponownie się w niego wtuliłam, ciągle płacząc. Łzami zachlapałam mu całą koszulkę, ale chyba mu to nie przeszkadzało. Siedział nie poruszony i gładził mnie uspokajająco ręką po plecach. A ja? Ja dalej leżałam w jego ramionach, skuliłam się jeszcze bardziej i powoli próbowałam się uspokoić. Marnie mi to wychodziło, byłam całkowicie bezsilna, nie mogłam wypowiedzieć nawet słowa, nie mogłam nawet myśleć o tym jak im to powiem. W mojej głowie od tej wiadomości pozostała wielka pustka.... 
_______________________________________________________-

Spięłam poślady i .. wyszło takie o to coś.. LOL Jak zwykle nie jestem zadowolona, no może z wyjątkiem części Cornelii ale nieważne. 
KOCHAM XX


3 komentarze:

  1. jejkuu.! uwielbiam to opowiadanie.! żauję tylko,że wcześniej nie miałam czasu i dopiero teraz zaczęłam czytac. ;(
    Piszesz niesamowicie.! tak lekko sie to czytało ;>
    Boże..koniec to jest cudowne arcydzieło.! smutny,a zarazem cudowny.! ;3
    czekam na następny rozdział .;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś niesamowita :) Proszę pisz następne części ten imagin składający się z kilku rozdziałów jest genialny :)*

    OdpowiedzUsuń
  3. Masz prawdziwy talent!!! Całkiem przypadkiem odkryłam tę stronę,ale nie żałuje!!!!

    OdpowiedzUsuń